Tak
jak pisałam wcześniej, opowiem Wam o pewnym wydarzeniu, które
miało miejsce, gdy chodziłam jeszcze do podstawówki. Mieszkałam
wówczas przez pewien okres mego życia u babci na wsi, gdyż rodzice
stawiali dom. Pamiętam, jak gdyby to było wczoraj...
Była
zima, a ja do szkoły miałam jakieś 2 km. Od rana przeraźliwie
wiało i sypał delikatnie śnieg. W zasadzie do szkoły dotarłam
bez problemu. Jednak kiedy w godzinach popołudniowych opuszczałam
budynek szkolny, śnieg sypał tak gęsto, że widoczność
ograniczała się do zasięgu 50 m! Przez pół kilometra nie było
źle, gdyż szłam w grupie kolegów i koleżanek. Za torami
kolejowymi moja wędrówka do domu rozpoczęła się w samotności.
Niby nic strasznego, ale tego dnia ta droga strasznie mi się
dłużyła. Musiałam iść powoli, gdyż jak okiem sięgnąć, na
przestrzeni ponad kilometra nie było żadnego domostwa. Drogi też
nie było widać, gdyż wszystko wokół było zasypane. Bałam się,
że niechcący zejdę z drogi i wpadnę w któryś z rowów
znajdujących się po obu stronach drogi. A były one dość głębokie
i z pewnością trudno mi byłoby się z takiego rowu wydostać.
Szłam więc trochę na wyczucie.
Jakież było moje zadowolenie, gdy
dotarłam do miejsca drogi, pod którą płynął w okresie letnim
strumyk. Wiedziałam już, że do domu pozostała mi połowa drogi.
Po przejściu około 10 metrów stanęłam na rozdrożu dróg jak
wryta, bo nie wiedziałam, w którą stronę mam iść. Gdzie bym się
nie obejrzała, wokół mnie rozciągała się biała przestrzeń z
sypiącym śniegiem. Wtedy przestraszyłam się nie na żarty!
Wiedziałam tylko, że muszę iść drogą w lewo, bo w tamtym
kierunku mieszkałam z moją babcią. Zaczęłam powolutku posuwać
się do przodu. Starałam się iść po środku, gdyż tak było
bezpieczniej. Jak na złość śnieg padał coraz gęściejszy, a
mnie robiło się coraz zimniej. Nie byłam już taka pewna, czy
gdzieś po drodze nie zamarznę. Przez cały czas pod nosem prosiłam
babcię, aby po mnie wyszła. W pewnym momencie doszłam do wniosku,
że nie dam rady dalej iść, że muszę odpocząć. Przystanęłam i
spojrzałam przerażona przed siebie. W pierwszym odruchu nie
wiedziałam, czy mi się wydaje, czy widzę zarys postaci ludzkiej.
Wstąpiły we mnie nowe siły i zaczęłam przedzierać się przez
wiatr i śnieg w tamtym kierunku. Po chwili z oddali rozpoznałam
kraciastą chustę mojej babci, która machała do mnie z daleka.
cdn
Etykiety: czary, ksiażka, książka fantasy, margo seila, powieść fantasy, science fiction